Odwiedza nas 5 gości oraz 0 użytkowników.


Strict Standards: Non-static method JApplicationSite::getMenu() should not be called statically, assuming $this from incompatible context in /home/editeam/domains/archiwum.editeam.pl/public_html/templates/yoo_downtown/layouts/com_content/article/default.php on line 13

Strict Standards: Non-static method JApplicationCms::getMenu() should not be called statically, assuming $this from incompatible context in /home/editeam/domains/archiwum.editeam.pl/public_html/libraries/cms/application/site.php on line 250

16. Morgenpost Dresden Marathon - Lato, lato, co ty na to?


  
Sukces naszego zawodnika w Dreźnie! 
Michał Kuńczak dziewiąty z nowym rekordem życiowym!

            A miało być tak pięknie. 19 października, jesień, według organizatorów średnia temperatura z ostatnich pięciu lat wynosi 16ºC, a więc idealnie do biegania. Trasa płaska, co jak zawsze jest dużym atutem. Odległość od Zgorzelca 100km, autostrada, a więc odpada zmęczenie podróżą. Same plusy, wszystko się zgadza, nic tylko jechać i się ścigać. Jednak jak wiadomo Matka Natura lubi płatać różne figle i w środku jesieni postanowiła zrobić nam... lipcową niedzielę. Od rana mocno świeciło słońce, a zapowiadana temperatura miała dobić do 24ºC. Takiego obrotu spraw nie przewidzieli organizatorzy i zaplanowali start głównego biegu na godzinę 10:30, co oznaczało, że z najcięższymi ostatnimi kilometrami przyjdzie nam walczyć w samo południe. Ale Pani Natura jak każda matka kocha swoje dzieci, więc postanowiła zafundować nam klimatyzację w postaci silnego wiatru... szkoda tylko, że w oczy.

            W tych oto „wspaniałych” okolicznościach przyrody w mieście zwanym „Florencją Północy” miało nastąpić rozstrzygnięcie, komu przypadnie tytuł Maratończyka Roku 2014 w świecie... no dobra... w powiecie, ale też fajnie. Pozycji lidera bronił bezkonkurencyjny w pierwszej szęści sezonu Janusz (02:47:38), który jednak w drugiej rundzie zmagań musiał już uważać na czyhającego za plecami, a czasem nawet wychodzącego mu zza pleców Michała. Michał (02:58:59) najlepszy wynik atakował dopiero z czwartej pozycji, bo do przeskoczenia miał jeszcze odrodzonego Tomka Rudnika (02:53:33), oraz będącego w życiowej formie Krzyśka Hołubowicza (02:58:52).

            Do Drezna ruszamy w niedzielę rano, wraz z Mistrzem Edwardem, który osobiście nadzoruje najszybsze kobyły ze swojej stajni, towarzyszy nam także ojciec Michała. Docieramy na miejsce na godzinę przed startem, bez żadnego problemu znajdujemy także miejsce do parkowania.

Następnie ruszamy do biura zawodów po odbiór pakietów startowych. Biuro znajduje się w przestronnym centrum kongresowym, gdzie odbywają się także targi sprzętu biegowego. Odbiór pakietów startowych przebiega supersprawnie, a w skład tychże pakietów, jak to zresztą w Niemczech bywa wchodzą: numer, agrafki i garść ulotek.

Wszystko załatwione, można zatem szykować się do biegu. Szybko wskakujemy w stroje sportowe i ruszamy na rozgrzewkę po okolicy.

Na starcie znajdującym się przy Postplatz stajemy punktualnie i czekamy na wystrzał startera. Półmaraton i maraton startuje razem. Spiker zawodów przedstawia jeszcze najlepszych zawodników, głównie z Kenii i zaczyna odliczanie. Drei... zwei... eins... START!

 

Michał: Z treningów wychodził czas między 2:40, a 2:45 i taki też był plan na ten bieg, celując gdzieś pomiędzy. Pierwsza połówka na spokojnie, a druga na maksa. Początek bez szarpania, staram się chować przed wiatrem za grupkami biegaczy. Do półmetka docieram w dobrej dyspozycji jednak z nieco gorszym czasem od zakładanego (01:22:15). Tam też czeka Mistrzu, który krzyczy, że jestem 15. Trzeba więc brać się do pracy. Na następnych kilometrach mijam kilku rywali i na tym koniec, bo przede mną nie widzę już nikogo. Pojawia się za to najcięższy fragment trasy, długa prosta od mostu aż do parku, gdzie wieje niemiłosiernie. Robi się coraz goręcej, sił coraz mniej, a w okolicy 30km tempo zaczyna już spadać. Na 36km pojawiają się skurcze, a na 39 dochodzi do tego kolka. Trochę zwalniam i na półtora kilometra do mety ból się zmniejsza co pozwala jeszcze pokazać dość licznie zgromadzonej publiczności jak finiszują zgorzeleckie chłopaki :). Druga pętla w 01:23:08. a więc w miarę równo, co jak na te warunki jest dość sporym zaskoczeniem (u innych zawodników straty na drugiej pętli wynosiły od kilku do kilkunastu minut). W sumie zegar wybił 02:45:23, nowy rekord życiowy poprawiony o ponad 13 minut.

Janusz: Mój trening do jesiennego maratonu od początku opierał się o prędkość startową 3:55min/km, co miało dać wynik na mecie ok. 2:45, a przy sprzyjających okolicznościach, nawet połamanie tej okrągłej granicy. Jednak tym razem pogoda zdecydowanie pokrzyżowała te plany. Również sztywne trzymanie się taktyki było z mojej strony błędem. Ale to mogę stwierdzić dopiero po fakcie. Do 10km biegłem w grupce, za Kenijkami spokojnym tempem ok. 4/km. Po 10km miałem przyspieszyć do 3:55/km i tak biec do 32km. Ruszyłem i od razu wystawiłem się na podmuchy wiatru. Na półmetku byłem wg rachuby Mistrza 22. Wszystko było dobrze do 22km i zbiegu na bulwar nad Łabą. Natychmiast postawiło mnie do pionu. A, że zabrakło grupy, za którą można było się schować, to sam toczyłem nierówną walkę. Również wbieg na most daje popalić. Cały czas operuje słońce, piję po 2 kubki na każdym punkcie, a czuję jak z każdym metrem uchodzi ze mnie życie. Na 28km przebiegają koło mnie Kenijki. Nie biegną szybko, może ok. 3:55/km. Ale nie jestem w stanie się podłączyć. Od 30km pojawiają regularnie skurcze łydek, tempo spada. Na 36km próbuję dać znak ręką biegaczowi z półmaratonu, żeby nie zabiegał drogi i skurcz łapie mnie pod łopatką i w mięśniach klatki – takich sensacji nie miałem jeszcze nigdy. Pokurczony i odwodniony doczłapuję się w jednym kawałku do mety w 2:56:37. Z rekordu nic nie wyszło. Wynik jest jak najbardziej w zasięgu i trzeba będzie w przyszłym sezonie z nim się zmierzyć. Gratuluję serdecznie Michałowi osiągniętego wyniku! Duży potencjał .

            Po biegu uzupełniamy kalorie (banany, jabłka, arbuzy, chleb z rodzynkami, makaron) oraz płyny (woda; herbata; cola; a najchętniej piwo, niestety alkoholfrei). Następnie korzystamy z pryszniców znajdujących się w centrum sportowym. Wracamy do biura zawodów sprawdzić wyniki i odebrać dyplomy (medale oczywiście wręczane były na mecie). Organizacyjnie impreza wypada na bardzo duży plus. Nie jest to może impreza topowa, ale nie jest też ogórkowa. Odbyły się 4 biegi (4,2km, 10km, HM, M) w których w sumie wzięło udział prawie 8 tys. ludności biegowej. Maratońskie danie główne skonsumowało 1415 biegaczy i biegaczek (w tym 68 z Polski). Największym atutem jest zdecydowanie trasa. Dwie pętle, różniące się od siebie, prowadzące przez drezdeńską starówkę. Biegniemy po wielu urokliwych miejscach m.in. wzdłuż Łaby, po moście o długości prawie 600m, parku miejskim. Widokowo to na pewno jeden z najatrakcyjniejszych miejskich maratonów, a przy dobrej pogodzie można się też pokusić o dobre wyniki. Na trasie dość licznie zgromadzeni kibice, którzy aktywnie zagrzewają do walki, a także kilka zespołów muzycznych, momentami naprawdę oryginalnych. Jedynym minusem jest w zasadzie cena, wiadomo euro to nie złotówka.

            My do Drezna jechaliśmy przede wszystkim powalczyć o dobre wyniki i mimo trudnych warunków pokazaliśmy charakter i wstydu nie przynieśliśmy. Michał zajmuje 9 miejsce OPEN i 4 w swojej kategorii wiekowej, metę przekroczył też najszybciej ze startujących Polaków. Janusz mimo słabszego występu zajął 45 miejsce i 6 w kategorii, a także był 5 Polakiem na mecie. Trzecie miejsce wśród kobiet zajęła Krakowianka Kamila Perucka. Gratulujemy!

Relacja: Michał

The Best betting exchange http://f.artbetting.netby ArtBetting.Net
How to get Bookmakers Bonus - articles.
BIGTheme.net - Theme Catalog